Kryzys, czyli ile tak naprawdę zjada dziecko?


Tym wpisem rozpocznę cykl postów - refleksji na temat blwu. Same przepisy to nie wszystko, poza nimi dzieje się o wiele wiele więcej! Jest masa emocji, pytań, zaskoczeń. Mam nadzieję, że częściowo rozjaśnię sytuację i zachęcę niezachęconych:) A doświadczonych zapraszam do dyskusji!

Zacznę trochę od tyłu, bo od sytuacji świeżej czyli kryzysu wagowego u mojej 9,5 miesięcznej Leny. Moja córka zawsze była drobna (waga urodzeniowa 2700), nigdy nie przekroczyła 25. centyla, a większość swojego życia oscylowała wokół trzeciego. Na moje 'nieszczęście' posiadam wagę noworodkową. Skoro ją mam - to z niej korzystam. Skoro korzystam - to się przejmuję. To znaczy początkowo kompletnie się nią nie przejmowałam. Wystarczyła jednak jedna uwaga pediatry na wizycie w trakcie szczepienia aby utkwiło mi w głowie, że młoda jest szczupakiem. Być może zbyt chudym szczupakiem.
No ale nic, skoro jest karmiona piersią na żądanie to krzywda się jej nie stanie. Z takim przekonaniem postanowiłam się nie przejmować ilością posiłków stałych zjadanych przez moje dziecko. A muszę wam powiedzieć, że w obliczu co poniektórych wyliczanek mam mówiących "A moje dziecko to zjada x ml kaszki o 9.00, x ml zupki o 13.00, jabłuszko o 15.00 itp itd" można poczuć się niepewnie, gdy jedne co się wie, to to, że dziecko dziś dotykało brokuła, makaronu i ziemniaka. Ile z tego zjadło? To tylko pies może wiedzieć bo wiernie zjada wszystkie resztki. No dobra, trochę widzę ile zjadła. Na przykład na początku nie jadła nic, NIC, kompletnie nic - całe 2-3 tygodnie bawiła się oglądając jedzenie/ rozgniatając je, ściskając w dłoniach, rzucając nim. Nie zbliżyła ani jednego kawałka do ust mimo, że wszystkie zabawki były permanentnie ślinione. Zaciskałam zęby i czekałam, czekałam, czekałam, czekałam....aż któregoś pięknego dnia, gdy gadaliśmy sobie przy obiedzie moje dziecko przez nikogo nie obserwowane wsadziło sobie do ust brokuła, pomemłało go i przełknęło. Zauważyliśmy to kątem oka, przypadkowo. Spojrzeliśmy zszokowani, a ona jak gdyby nigdy nic czynność powtórzyła. Szok! Nasze dziecko w końcu je! Nadal to jednak nie były ilości hurtowe, zdecydowanie można ten okres określić złotymi czasami dla naszego psa.
Wszystko byłoby w porządku, Lena coś tam sobie skubała, trochę zjadła, trochę się pobawiła, gdyby nie fakt, że ten mój szczupak od 2 miesięcy nie mógł dobić do 7kg:/ Waga stanęła, młoda wypadła z siatek centylowych. Psychicznie wytrzymałam jakieś 2 tygodnie, w końcu zbiegło się to z momentem, gdy po raz pierwszy usiadła, zaczęła pełzać, raczkować, wstawać. Intuicja podpowiadała mi, że te dziecko nie wygląda na chore. Jest szczupłe, ale i ja nadwagą nie grzeszę. W końcu jednak wymiękłam i przeszłam się do pediatry. Werdykt po pierwszej wizycie: BLW? ok, ale niektóre dzieci jak widać nie potrafią się same najeść. Proszę dokarmiać: zupki, kaszki, olej, ryby, mięso, żółtko. I robimy badania. Okazało się, że z młodą wszystko jest ok, morfologia,mocz, USG brzucha - wszystko wyszło w granicach normy a waga nieznacznie zaczęła iść w górę. Werdykt po drugiej wizycie: nic nie zmieniać, pilnować tylko jakości podawanych posiłków.
I wiecie co się nagle stało? Zaraz po wizycie u lekarza moje dziecko zaczęło wpierniczać! Domagać się jedzenia (nie cyca!), awanturować się o stałe pokarmy. Każdy posiłek wygląda teraz tak jakbym głodziła ją wcześniej przez tydzień. Waga zwariowała, skacze do góry w tempie godnym noworodka (60g na dobę). Ja się cieszę, tylko pies troszkę bardziej smutny chodzi:p
Wniosek: zaufać dziecku i intuicji. Nie kontrolować przesadnie, nie wpychać w siatki, nie mierzyć, nie ważyć, nie porównywać. Dziecko nie fabryka, nie będzie się produkować non stop w tym samym tempie. Jak widać moja Lena umie zadbać o siebie sama w wystarczający sposób. W nagrodę zjadła dziś po raz pierwszy na swoim talerzu:) Odrobina kultury w jedzeniu nie zaszkodzi!


9 komentarzy:

  1. Wiesz, ja tak miałam przy starszej córce ale ona jest i szczupakiem i niejadkiem do dziś, a zaraz kończy 3 lata. Ma napady wilczego apetytu, potem jedzenie może dla niej nie istnieć; nie pasuje w żadne siatki ale moja lekarka ma kontrolę nad nią i nie widzi braków. A syn mój jest dla odmiany żarłokiem. Dziś kończy 9 miesięcy i je, je, je - na szczęście nie wygląda jak ludzik Michelina, bardziej jest postury rocznego dziecka :) Taki hop do przodu jest we wszystkim.
    Smacznego, Lenka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pierwsze dziecko to się człowiek stresuje jak nie mieści się w normach:DDD

      Usuń
  2. dzięki za ten post.
    Moi synowie zjedli dziś pół pulpeta na spółkę, kilka ziaren ryżu i trochę ogórka. Nie wyglądają na zagłodzonych, ale ja i tak jestem na etapie martwienia się. Mam nadzieję, że kiedyś przyjdzie taki dzień, że rzucą się na jedzenie, które Im przygotowuję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sprytny talerz, u nas stałby się pewnie eksponatem do zabawy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale ten talerz jest tak sprytny, że ma przyssawkę:D i ciężko go przez to oderwać od blatu

      Usuń
  4. Pierwszy raz odzywam się na Twoim blogu, więc witam się serdecznie. Doskonale rozumiem Twoje zmartwienia o wagę, choć my akurat jesteśmy w zupełnie odwrotnej sytuacji, mała plasuje się między 91 a 98 centylem. Jesteśmy na początku BLW i się zastanawiam jak to wpłynie na wagę. Na razie od pierwszego dnia zjada sporo, ale nie sądzę żeby od warzyw przytyła jakoś znacznie :P

    OdpowiedzUsuń
  5. "TO dziecko", nie "TE dziecko". TE to ONE

    OdpowiedzUsuń
  6. U nas też sytuacja odwrotna i daje to większy komfort przy BLW, przynajmniej nie trzeba się stresować, że dziecko nie przybiera bo i tak jest mocno do przodu :)

    OdpowiedzUsuń